Rejs na Sycylii
19 10 2017
Jacht: Dufour 460 Grand Large
Załoga: 8 osób
Trasa: Trapani – Favignana – Levanzo – Marettimo – San Vito Lo Capo – Castellammare del Golfo – Trapani
Co znajdziesz w tym artykule:
Niedziela 8.10
Niedziela wieczór. Na lotnisku w Modlinie 9 stopni. Samolot z Trapani trochę się spóźnił. Stoimy na płycie lotniska, czekając aż ostatni pasażerowie opuszczą samolot i zwolnią dla nas miejsce. Wygwizdów. Ale jak zostanie to kilka razy podkreślone, Ryanair to linia punktualna, więc trzeba niwelować straty czasowe poprzez szybkie przemieszczanie pasażerów. Na pociechę Ci, co wysiadają są w krótkich spodenkach, a my mamy kurtki, a co poniektórzy nawet czapki.
Chwilę wcześniej spotkaliśmy się w hali odlotów. Jedni mieli bliżej (Warszawa), inni trochę dalej (Białystok, Wieliczka). Robiliśmy chyba dobre wrażenie bo co chwila ktoś do nas podchodził z pytaniem: Państwo do Trapani…. z Horyzontów? Nawet przewodnik z Horyzontów miał taką nadzieję 🙂 No cóż, lecimy do Trapani, ale nie z Horyzontami.
Podróż minęła szybko i przyjemnie. Obsługiwało nas trzech włoskich stewardów, wprowadzając nas skutecznie w atmosferę włoskich wakacji. Widać było po nich, że dobrze się bawią.
Wylądowaliśmy po 24.00. Na szczęście zamówiony wcześniej transfer już na nas czekał. Przed pierwszą byliśmy na jachcie. Serdeczne powitanie z Moniką z Berlina i możemy oficjalnie wznieść toast na dobry początek rejsu.
Wskazówki:
Cena za bilet w dwie strony Ryanair z bagażem: 600 zł – 1400 zł, droższe były bilety kupowane „w promocji” z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, najmniej zapłaciła Beata na 3 tygodnie przed wylotem. W samolocie było kilka wolnych miejsc. Dużą część samolotu zajmowały zorganizowane wycieczki z biur podróży.
Parking przy lotnisku w Modlinie: najbliższy Orange 95 zł (8 dób), dalsze do 5 km od lotniska za 45 zł.
Transfer z lotniska w Trapanii do mariny: bus na 8 osób, cena 80 euro – stawka nocna.
Poniedziałek 9.10
Jesteśmy umówieni na 9.00 na przekazanie jachtu. Włoska punktualność to nie to samo co niemiecka, więc do 10,00 mamy trochę czasu :-). Szybko dzielimy się na dwie grupy: pierwsza uczestniczy w przekazaniu jachtu, druga udaje się na zakupy.
Nie pływaliśmy nigdy wcześniej na jachcie Dufour 460, dlatego odbiór jachtu jest bardzo szczegółowy. Francesco, niezwykle sympatyczny, stara się odpowiedzieć na każde nasze pytania, zarówno te dotyczące trasy rejsu jak i samego jachtu. Z ciekawostek: wypływając z Trapanii trzeba zameldować się przez radio w kapitanacie, podobno kara za niedopełnienie formalności może wynieść 350 euro.
W okolicy nie ma żadnego, dużego marketu więc zakupy robimy na targu rybnym i stoisku warzywnym (tuż koło mariny), a takaże w małym sklepiku Spar. Na początek w zupełności wystarcza.
Zachęceni przez Francesco kupujemy żyłkę, haczyk, błystkę i obciążnik. Ryby biorą na potęgę – szczególnie tuńczyki więc żal byłoby nie skorzystać.
Wypływamy z portu. Wieje zachodni wiatr, więc decydujemy się obrać kurs na wyspę Favignana. Naszym celem jest zachwalana przez Włochów Cala Rossa – szeroka zatoka z niesamowicie turkusową wodą. Wiatr wieje przyjemnie, stawiamy żagle i płyniemy z prędkością 6 węzłów. Na morzu lekka fala, więc co poniektórzy odczuwają już pierwsze objawy choroby morskiej. Po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu. No i w tym momencie przeżywamy największe zaskoczenie rejsu – widzimy jak na statek ładują ostatnią bojkę z zatoki. Obsługa parku uznała, że 9 października to zdecydowanie „po sezonie” i zdemontowała wszystkie boje leżące w granicach Wyspy Egeadzkich. Wrrrrrr, tego się nie spodziewaliśmy.
Jakoś nikt nie ma ochoty na wachtę kotwiczną oraz telepanie się przez całą noc na fali, dlatego podejmujemy decyzję o cumowaniu w marinie. Marina to słowo zdecydowanie na wyrost. Do dyspozycji jest pływający pomost na max 8 jachtów, na szczęście z muringami. Prąd z generatora pod warunkiem, że nie będziemy grzać wody w bojlerze (bo to źle działa na generator) oraz nie będziemy uruchamiać silnika (bo to źle działa na generator). Można dotankować wodę. Łazienek nie ma, toalet w zasadzie też nie, choć 300 metrów od portu są publiczne szalety czynne od czasu do czasu. Za te luksusy płacimy 50 euro/noc (po negocjacjach).
Za to widok jest przedni: port położony jest w sporej zatoce u podnóża góry, na szczycie, której znajdują się ruiny cytadeli Santa Caterina. Droga prowadząca na szczyt oraz zamek są w nocy atrakcyjnie podświetlone.
Kolacja łapie za serce: risotto z owocami morza, ryby z grilla i włoskie wino. Robi się błogo. Ten grill na jachcie w kokpicie to świetna sprawa. Wieczorem idziemy jeszcze w miasto na włoskie lody.
Wskazówki:
Zrzutka do wspólnie prowadzonej kasy pokładowej po 150 euro pozwoliła nam pokryć koszty całego wyjazdu.
Ryby na targu: pierwsza klasa (np. dorada) 15-20 euro za kg (w Trapani taniej, na wyspach drożej), druga klasa 10 euro za kg.
Wtorek 10.10
To najbardziej wietrzny dzień podczas naszego pobytu. Nie decydujemy się na wyjście z portu. Monika idzie na zwiedzanie fabryki tuńczyka (wstęp 6 euro), a my wynajmujemy rowery i objeżdżamy większą część wyspy. Poruszanie się rowerem po Forvignanie jest bardzo popularne. Wynajęcie roweru na całą dobę kosztuje 5 euro. Ruch na wyspie jest nieduży, wyspa dosyć płaska, a droga rowerowa zbudowana ze środków unijnych wiedzie wzdłuż wybrzeża po najbardziej atrakcyjnych miejscach. Pogoda idealna na wycieczkę: słońce, kilka chmurek, ciepły wiatr i temperatura w cieniu +23C.
Oczywiście można również wynająć skutery – 20 euro/doba, ale brak ubezpieczenia casco trochę zniechęcił nas do tego rozwiązania.
Trzy najbardziej atrakcyjne miejsca jakie udało nam się zobaczyć (nie zwiedzaliśmy zachodniego wybrzeża wyspy): Cala Rosa, Spiaggia Bue Marino, oraz okolice Faro di Punta Marsala.
Wieczorem lądujemy w lokalnej, włoskiej knajpce. Owoce morza na tysiące sposobów. Mnie zachwycił makaron z pistacjami i owocami morza oraz pesto pistacjowe. Palce lizać!
Środa 11.10
Dzień rozpoczynamy wizytą na targu. Odpowiednio zaprowiantowani wyruszamy w stronę kolejnej wyspy: Levanzo. Szybko orientujemy się, że tutaj również usunięto wszystkie boje, więc jeśli zdecydujemy się na nocleg zostaje nam kotwica w zatoce. Na początek postanawiamy okrążyć wyspę i przyjrzeć się jej od strony morza.
Decydujemy się zejść na ląd na wysokości Grotta del Genovese. Głębokość 18-20 metrów nie zachęca do rzucenia kotwicy. Najbliższe kotwicowisko – płytka zatoka Cala Tramontana leży zbyt daleko. Wiatr osłabł ale pozostała nieprzyjemna fala. Cześć załogi zostaje na jachcie, ochotnicy pontonem udają się na ląd. Przybrzeżne skały trochę utrudniają zejście. Jedna z fal skutecznie zalewa ponton wraz z załogą, ale w końcu udaje się dobić do brzegu bez strat w ludziach. Dobrze oznaczona ścieżka wiedzie zakosami na szczyt, po drodze zahaczając o jaskinię del Genovese. Żeby zwiedzić grotę trzeba być wcześniej umówionym. Wdrapujemy się na szczyt, robimy zdjęcia turkusowej wody na wybrzeżu i wracamy na jacht. Załoga wita nas z radością, wykołysana przez fale, chce jak najszybciej płynąć dalej.
Decydujemy się na nocleg na trzeciej, najdalej położonej od Sycylii wyspie należącej do archipelagu Egadzkiego – Marettimo. Po drodze łapiemy pięknego tuńczyka, więc o obiad nie musimy się martwić.
Dopływamy do Porto Nuovo. Wszystkie boje zabrane. Pomost w porcie na czas zimy rozebrany. Miejsca dla jachtów nie ma. Nie poddajemy się jednak tak łatwo. Po rozmowie z miejscowymi decydujemy się na postój blisko główek portu w miejscu statku, który przypłynie tu za 12h. Aby to jednak zrobić czekamy chwilę na kotwicy, aż uniknąć bezpośredniego spotkania z wodolotem.
Zgodę na postój dostajemy od ubranego po kapitańsku szefa portu, wściekłego, że musiał się do nas osobiście pofatygować. Nasza wina, zbyt mocno ściszyliśmy radio i siedząc w kokpicie nikt go nie słyszał. Dobrze, że Agnieszka mówi po włosku bo ciężko byłoby się z nim dogadać.
Za chwilę przypływa jeszcze katamaran z miłymi kucharzami z okolic Neapolu. Pomagamy im zacumować. W ramach podziękowania przynoszą nam wieczorem ciepły chleb (skąd oni go o tej porze wytrzasnęli ?!) oraz butelkę białego wina. Jak miło!
Ponieważ nie możemy całą załogą opuścić jachtu. Decydujemy się na zakup pizzy „na wynos” i biesiadę na jachcie. Kończymy dzień integrując się z sympatycznymi sąsiadami.
Marettimo jest niezwykle malownicze. Warto tu spędzić choćby jeden dzień lub jak w naszym przypadku wieczór i poranek. Wschodzące słońce atrakcyjnie oświetla budynki w porcie – widok jak z pocztówek.
Czwartek 12.10
Zaraz po wschodzie słońca przecumowujemy się pod górę z ruinami Castello di Punta Troia. Na mapie nie ma zaznaczonego tam żadnego kotwicowiska, ale stojący na kotwicy inny jacht sugeruje, że można. Głębokość 16 m. Rzucamy kotwicę, jemy śniadanie, kąpiemy się w morzu i robimy zdjęcia. Pogoda rewelacyjna.
Mamy gościa. Z sąsiedniego jachtu podpływa do nas na pontonie (intensywnie machając pagajkami) samotny żeglarz. Co się okazuje: wieczorem padł mu silnik, radio, nie ma zasilania, wyładowała mu się komórka… Rzucił kotwicę i całą noc czuwał, żeby nie rozbić się o skały. Jak sam powiedział jesteśmy jego wybawieniem. Na początek udostępniamy mu telefon, aby skontaktował się z firmą czarterową, potem podładowujemy mu telefon, asekurujemy podczas podnoszenia kotwicy, wyciągamy z zatoki i gdy bezpiecznie stawia żagle puszczamy cumy. Rene, mamy nadzieję, że bezpiecznie dotarłeś do Trapani!
Obieramy kurs na Sycylię. Naszym celem jest San Vito Lo Capo. Płyniemy równo z prędkością 7 węzłów. Po niecałych siedmiu godzinach, tuż przed zachodem słońca wpływamy do portu.
Po drodze łapiemy mega sztukę ale niestety zrywa nam się z haczyka…
Planujesz czarter jachtu we Włoszech? Zobacz ciekawe miejsca, galerie zdjęć, przewodnik dla czarterujących jacht na Sardynii.
San Vito Lo Capo – typowa turystyczna miejscowość z szeroką plażą malowniczo położona w cieniu dwóch szczytów. Na pewno można tu dobrze zjeść. Wieczorem tłumy na ulicach. Trafiamy na festiwal sportów ekstremalnych/wspinaczki. Na głównym placu przed kościołem San Vito lecą filmy podróżnicze, można kupić buty do wspinaczki i liny… W naszej pamięci San Vito Lo Capo pozostanie jako miejsce z najlepszymi lodami.
Wskazówki:
Marina standardowo 50 euro (prąd, woda, muringi). Prysznice na żetony do kupienia w biurze mariny (1 żeton = 1 euro, nie starcza na spłukanie długich włosów).
Piątek 13.10
Dzisiaj szalejemy w Riserva Natuarale Orientata dello Zingaro. Cumujemy w przepięknym miejscu: turkusowa woda, pionowe skały wyrastające wprost z morza, a na szczytach resztki wież obronnych. Miejsce ze wszech miar do polecenia. Sielanka. Kąpiemy się w morzu, gotujemy, latamy i robimy zdjęcia. Jest pięknie.
Na noc przybijamy do bardzo malowniczej miejscowości – Castelmare del Golfo. Miasteczko położone jest tarasowo na sporym wzniesieniu. Piątkowy wieczór – wszyscy wylegli na ulice. Knajpy pełne. Koncerty na żywo. Temperatura powyżej 22 stopni. Żyć nie umierać.
Wskazówki:
Marina – pływający ponton, muringi, prąd i woda. Brak toalet i pryszniców. Opłata standardowo 50 euro.
Sobota 14.10
Czas wracać. Jeszcze krótki postój w Scopello i obieramy kurs na Trapani. Delfiny uprzyjemniają nam rejs, co chwila wyskakując z wody. Spektakl trwa ponad godzinę. Po drodze dzwonimy do restauracji, aby zarezerwować stolik – w sobotni wieczór nie jest to łatwe.
Na kolację idziemy do Trattoria del Corso. Miejsce wydaje się zupełnie przeciętne ale kuchnia fantastyczna. To prawdziwa uczta na zakończenie rejsu. Resztę wieczoru spędzamy na Corso Vittorio Emanuele – głównym deptaku Trapani. Imponujące fasady Palazzo Seantorio oraz barokowego kościoła Collegio dei Gesuiti, schowane w wąskiej uliczce, robią imponujące wrażenie. Na ulicach tłumy – Sycylijczycy wiedzą co to dobra zabawa.
Niedziela 15.10
Rano tankujemy paliwo. Samolot mamy dopiero po południu, dlatego jedziemy na zwiedzanie Erice. To przepiękne średniowieczne miasteczko usytuowane na szczycie Monte San Giuliano, ponad 750 m. nad miastem. Kolejka w górę (9 euro) szybko pokonuje wysokości. Po 15 minutach jesteśmy na miejscu. Powietrze jest rześkie, a widoki fantastyczne. Można tu bardzo przyjemnie spędzić cały dzień. Nas jednak czas goni. Gdy zjeżdżamy na dół okazuje się, że jest sjesta i komunikacja miejska ma przerwę między między 13,00-16,00. Ups… Do mariny bierzemy taksówkę – po raz kolejny dziękujemy, że Agnieszka zna włoski, taxi trzeba zamówić przez telefon, a kierowca „ni w ząb” po angielsku (taxi, 4 osoby, 12 eur, trasa: kolejka – marina)
Przekazanie jachtu szybko, miło i sprawnie. Okazuję się że zgubiliśmy jeden obijacz i złamaliśmy dwie deski w pontonie. Koszt 90 euro. Na szczęście mamy ubezpieczenie kaucji więc nawet przy udziale własnym 50 euro powinniśmy część kwoty odzyskać.
Szybki lunch, jak zwykle bardzo smaczny – nie ma to jak włoska kuchnia. I już musimy pożegnać się ze słoneczną Sycylią. Obiecujemy sobie, że jeszcze tu wrócimy.
Wskazówki:
Kurs na lotnisko powrotny dla 6 osób: 50 euro.
Stacja benzynowa czynna tylko w określonych godzinach. Za 90 litrów płacimy 139 euro.
Posty w kategorii
„Jack Sparrow will sneak you”
Karaiby zawsze były w naszej strefie marzeń. Pierwszy raz ktoś głośno o nich powiedział... więcej »
zobacz więcejChorwacja Uvala Soline „Kiss” – Polecam!
Jest takie miejsce w Chorwacji, do którego niezmiennie wracamy. I to za sprawą oliwy... więcej »
zobacz więcejOkiem skippera – szkolenie na dużym jachcie
No to zaczynamy – najpierw zbiórka załogi. Okazuje się że wyłapujemy się częściowo na... więcej »
zobacz więcej