Okiem skippera – szkolenie na dużym jachcie
05 10 2020
No to zaczynamy – najpierw zbiórka załogi. Okazuje się że wyłapujemy się częściowo na lotnisku w Warszawie (bardzo dobre połączenie z Zadarem), a pozostała ekipa dojeżdża samochodami.
Pierwsze zadanie – pozbierać się i przejąć jacht. Udaje nam się to zrobić całkiem sprawnie. Ludzie z firmy czarterowej widać, że są profesjonalistami. My też.
Zaraz po odbiorze, w którym aktywnie uczestniczy załoga, tradycyjny podział na kajuty i wachty. Omówienie zasad funkcjonowania na jachcie i przydział obowiązków, takich jak choćby zarządzanie energią, wodą, stanem technicznym żagli i wyposażenia itd. Kolejny element – ratownictwo. Bez tego nie wyjdziemy z portu.
Sobota upłynęła nam na sprawach technicznych i generalnym ogarnięciu łódki, oraz przygotowaniu do wyjścia w morze dnia następnego – i tu niespodzianka. Okazało się, że część załogi (tu wielkie ukłony dla Wojtka i Radka) świetnie zna Chorwację gdyż są stałymi bywalcami. Elementem niezbędnym do sprawnego i bezpiecznego prowadzenia rejsu jest przecież zaplanowanie trasy. Na początek wybieramy marinę w Źut.
W niedzielę po śniadaniu od razu wyjście w morze. Świetne warunki wiatrowe powodują, że możemy od razu przejść do rzeczy – manewry na żaglach. Każdy ląduje za kołem sterowym i wykonuje po kilka zwrotów. Jest dobrze. Jedno co, to przyzwyczajenie się do gabarytów niemałego przecież – 15 metrowego jachtu. Po południu docieramy do miejsca docelowego i cumujemy. Prognozy niestety nie rozpieszczają. Wiatr ma się wzmagać, a w nocy będzie wiało – jak się później okazało bardzo mocno, co wymusiło wachty sztormowe. Jugo dało o sobie znać.
Po zacumowaniu obiad na jachcie i szybki wypad na pobliskie wzgórze które ukazało nam piękno Chorwacji. Z jednej strony widok na wyspy które mijaliśmy, a z drugiej strony na Park Narodowy Kornati. Warto było się wspinać.
Po powrocie z wypadu wspólna kolacja i decyzja co z dniem kolejnym. Decydujemy wspólnie (za oczywistą sugestią kapitana), że kolejny dzień zostaniemy w tej samej marinie i będziemy intensywnie przez cały dzień ćwiczyć manewry portowe. Tak też robimy. Pierwsze podejścia średnio udane – okazuje się, że sterowanie 15 metrowym jachtem różni się nieco od teg do czego załoga była wcześniej przyzwyczajona. Efekt śruby daje mocno znać o sobie. Do tego inercja dużo większego i cięższego kadłuba. Dobrze, że bojki wybaczają wszystko. Następny etap to już podejście do nabrzeża – i tu po treningu bojkowym idzie już dużo sprawniej. Po przećwiczeniu manewrów przez każdego z kursantów cumujemy wreszcie i udajemy się na zasłużoną kolację. Na kolejny dzień zmienimy już miejsce postoju i to czego uczyliśmy się przez ostatnie dwa dni zastosujemy w praktyce – kurs na Veli iŻ.
Kolejny dzień na naszej Truskawce III raczej leniwie pod kątem żeglowania bo … nie było wiatru. No cóż. Czasem i największe zaklęcia skippera nie działają. Co zatem robiliśmy? Zaprzyjaźniliśmy się mocno z mapami i nawigacją oraz z operowaniem radiotelefonem VHF wraz z wszystkimi niuansami przystawki DSC.Na koniec dzisiejszego dnia manewry portowe (ponad 50 stopowym jachtem), wyśmienita dorada i kalmary oraz wiele innych specjałów lokalnej kuchni, a także ambitny plan a jutro.
Nasz rejs dobiega końca. Z wysuniętego najdalej na północ punktu naszej podróży – wyspy Olib – jednym długim skokiem przemieściliśmy się do Zatoki Soline. To była bardzo aktywna żegluga. Początkowo na silniku z uwagi na kierunek wiatru, ale jak tylko była możliwość postawiliśmy genuę i grota na naszym 15 metrowym jachcie.
Z przystani Olib wyszliśmy skoro świt. Była więc okazja podziwiać wschód słońca już w morzu. Szybkim przeskokiem przemieściliśmy się na kotwicowisko i rozpoczęliśmy ćwiczenia ze stawania i schodzenia z kotwicy. Wiatr się wzmagał, więc warunki do ćwiczeń były idealne, odzwierciedlające możliwe utrudnienia jakie mogą się przydarzać podczas tego manewru. Po kilku manewrach (każdy miał okazję przećwiczyć) już na żaglach wyruszyliśmy w dalszą podróż.
Naszym celem była Zatoka Soline gdzie noc spędziliśmy na bojce. To świetne miejsce aby schować się przed nadchodzącym jugo. Zanim jednak weszliśmy jeszcze krótka powtórka ze stawiania jachtu w dryf oraz manewr monachijski.
Długi przelot wynagrodził zdecydowanie widok księżyca w pełni. Załoga w świetnych humorach przemieściła się częściowo na ląd. Tak więc manewry pontonem na silniku też były zaliczone 🙂
Kolejnego dnia w warunkach silnego, wzmagającego się coraz bardziej wiatru krótko przed 0700 rozpoczęliśmy powrót do naszej docelowej mariny w Biogradzie. Około 11.00 zabunkrowaliśmy paliwo i wylądowaliśmy w marinie. W samą porę, bo zgodnie z prognozami rozwiało się na dobre.
Procedura zdawania łódki, kolacja i opinie po rejsie stanowiły zwieńczenie naszego szkolenia. Załoga mocno zżyta ze sobą zamierza w tym składzie kontynuować wspólne rejsy, zatem do zobaczenia następnym razem.
Maciej Krzesiński
Chorwacja / 26.09 – 03.10.2020 / Gib Sea 51
Sprawdź grafik szkoleń na dużym jachcie w nadchodzącym sezonie – Szkolenie na dużym jachcie
Posty w kategorii
Nasz ślub w Chorwacji
To nie był żaden żeglarski wyczyn. Zajrzeliśmy dwa razy na Świętego Klementa, stanęliśmy na... więcej »
zobacz więcejJejku, jejku mówię Wam jaki rejs za sobą mam…
…czyli reportaż z rejsu rodzinnego po M. Jońskim, Grecja – lipiec '2001 Dżdżysto i... więcej »
zobacz więcejŻeglarskie wakacje na Wyspach Kanaryjskich
„Wyspy Szczęśliwe” zachwycają do tego stopnia , ze już w lipcu wróciliśmy by na nowo... więcej »
zobacz więcej